Ogólne

Pierwsza wizyta kontrolna 

Czas pędzi nieubłaganie. To już ponad pół roku a dokładnie osiem miesięcy od ostatnich kroplówek i szpitalnych wizyt. Pół roku od ostatniego badania PET. Nadszedł czas na wizytę kontrolną w oddziale hematologii. 

Te wszystkie miesiące nie minęły jednak w spokoju ducha i radości życia. Raz w miesiącu kontroluję morfologię, nie dlatego że mi kazano, ale dla własnego spokoju. Tak już mam. Widok i świadomość poprawy zapewnia mi spokój wewnętrzny. Wracam do zdrowia, staje na nogi, odbudowuje się i to napawa optymizmem. Jest dobrze i teraz może już być tylko lepiej. 

W pewnym stopniu niepokój że to wszystko wróci i trzeba będzie się mierzyć z chemią na nowo gdzieś pozostaje. Wydaję mi się że to nie przesadne zamartwianie się ale jakaś podświadomość pozostaje świadoma ryzyka. 80% pewności na nowe życie to dużo ale lepiej być przygotowanym na wszystko i starać się jak najlepiej dbać o siebie aby zapobiec niepowodzeniu, jeśli w ogóle to możliwe.

Przez te miesiące staram się zdrowo odżywiać, jak najmniej przetworzonego jedzenia, wracam do sił fizycznych na siłowni a także od pewnego czasu dbam o zdrowie psychiczne i stan umysłu. Poznałam pewną Panią psycholog i teraz regularnie mamy spotkania o czym kiedyś więcej napisze. 

Zdrowie jest ważne i to na każdej płaszczyźnie.

Przed wizyta kontrolna miałam do wykonania tomografię jamy brzusznej z kontrastem. Specjalne przygotowanie i? Oczywiście nie obyło się bez komplikacji… podczas badania, a dokładnie przy podawaniu kontrastu moje cienkie, zmęczone chemioterapią żyły nie wytrzymała nie wytrzymała i pękła. Straszny ból. Miało być szybkie badanie a tu znowu coś się dzieje, znowu ból. Ehh…

Przez kilka dni wielka bania z rozlanym kontrastem pod skórą wchłaniała się. Widok nieciekawy a i komfort życia znowu naruszony. Takie życie. To nie koniec świata ale oczekiwanie że będzie już łatwiej jest. Bo niby dlaczego mam oczekiwać ciągle drogi pod wiatr. Po całej chemioterapii marze o drodze z wiatrem i pewnie nie jestem w tym sama.

Nadszedł dzień wizyty. Stres też się pojawił. Ogólne samopoczucie jest dobre ale nigdy nie wiadomo co znowu przyniosą wyniki, co nowego czy starego się pojawi. 

Jak to na NFZ przystało swoje trzeba dostać. Dla zasady chyba. Wizyta na godzinę 9 rano ja i jeszcze 10 innych osób. System nie do ruszenia u nich tak już musi być. Większość stałych bywalców już przyszła wcześniej przygotowana z prowiantem i książka czy gazetą, krzyżówki też się przydadzą. Ja oczywiście nie byłam gorsza. Książka i słuchawki to podstawa. Ci bardziej znudzeni nowicjusze w pewnym momencie zaczynają pogaduszki, monologi a nie daj Boże ktoś podchwyci temat i litania, gorzkie żale gwarantowane. Brak słuchawek to wielki błąd. Systemu nie zmienimy możemy się na niego jedynie przygotować. Polecam. Szkoda nerwów.

Po ponad trzech godzinach obowiązkowego oczekiwania przyszła moja kolej. O dziwo cała wizyta trwała kilka minut. Aż ciężko uwierzyć po tylu godzinach czekania, że 5 minut w gabinecie i jestem wolna. Wow. Wyniki morfologii dobre, tomografia [mimo incydentu] też prawidłowa. Wszystko ok, bez fajerwerków, widzimy się w grudniu. Koniec.

Tyle nerwów, stresu a tu po kilku minutach sprawa wyjaśniona. Życie toczy się dalej.

Tylko jedna wiadomość niepokoi. Szanse na nawrot są do roku czasu oznaczone większym ryzykiem. Do pięciu lat mniejsze, ale to wciąż aż pięć lat. Wcześniej nikt mnie nie uświadomił. Kolejna gorzka informacja do przełknięcia. Jest dobrze ale pierwiastek niepewności w podświadomości pozostanie.

Ciesz się życiem tylko nie przesadzaj?

Tak zrobię!

Walczyłam o to życie zbyt ciężko żeby je teraz marnować w oczekiwaniu na najgorsze czy coś co nigdy może nie nadejść. 

Nikt nie wiem ile czasu zostało i czy dni zostały gdzieś już policzone, ale jedno jest pewne, każda chwila nawet najmniejsza jest ważna i dobrze wykorzystana przyniesie satysfakcję i radość z życia lub nawet samych małych rzeczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *