alkohol po chemioterapii
Ogólne

Procentowe niezrozumienie

Alkohol po chemioterapii nie jest zabroniony kategorycznie. Jednak jak powszechnie wiadomo nawet dla kompletnie zdrowej osoby jest to szkodliwa substancja. Organizm wyniszczony po długich miesiącach leczenia może nie najlepiej radzić sobie z dodatkowym, niepotrzebnym obciążeniem. 

Po długim czasie abstynencji z powodu leczenia ta potrzeba drinka w towarzystwie jest mniejsza, a i tolerancja na alkohol po chemioterapii jest znikoma. Lekarz zezwolił po zakończonym leczeniu na SYMBOLICZNĄ ilość. Zapewne i to nie jest najlepszym pomysłem biorąc pod uwagę stan organizmu dopiero co regenerującego się po przebytej bitwie oraz 20% ryzyka nawrotu choroby.

Tak naprawdę sięganie po alkohol jest dla mnie stresujące… W lecie fajnie jest usiąść ze znajomymi gdzieś na mieście w ogródku i napić się chłodnego piwka czy drinka. Niestety cała ta otoczka relaksu i spędzania miło czasu prowadzi do analizy typu: “A co jeśli to ten jeden drink za dużo, za wcześnie. A jeśli przez to wszystko wróci?”. Wiem, że to jedynie moje obawy i strach. Jeśli nowotwór ma wrócić to wróci. Brak potrzeby spożywania alkoholu może jest nowością ale zasługuje na akceptację.

Nie jest dla mnie problemem siedzenie i spędzanie czasu na mieście przy wodzie czy soku.  Niestety taka forma spotyka się z dużą dezaprobatą i niezrozumieniem. Wielokrotnie słyszałam od znajomych teksty typu “Po co iść do klubu i pić wodę”, albo “Jak ty nie pijesz to ja sama nie będę”.

Nie do końca pojmuję logikę osoby, która musi koniecznie pić alkohol będąc w klubie, restauracji czy pubie. Przecież wyjście towarzyskie nie musi się koniecznie sprowadzać do procentów. Z kolei jeśli ktoś ma ochotę na coś mocniejszego co stoi na przeszkodzie jeśli ja do towarzystwa wezmę to samo ale w wersji free czy vergin.

Przykre uczucie, że to właśnie od bliskich osób natykamy się na to niezrozumienie. Oni najlepiej znają moją historię i sytuację a jednak nadal trudno jest zrozumieć i oswoić myśl, że mimo ukończonego leczenia i wygranej walki nie mam w 100% tych samych możliwości. Może jest to wynik próby traktowania mnie normalnie, “jak kiedyś”, a nie patrzenia na mnie przez pryzmat choroby. 

Wciąż uczulam znajomych i bliskich, że fakt nie spożywania alkoholu nie oznacza braku chęci wyjścia z domu i dobrej zabawy. Teraz nawet bardziej niż kiedyś mam ochotę wyjść z domu, robić ciekawe rzeczy, brać udział w wydarzeniach społecznych i kulturalnych. Przez cały okres leczenia miałam zabronione wyjście w miejsca zatłuczone. Odizolowana od świata i ludzi chce za wszelką cenę nadrobić ten samotny czas. Tylko czy ta szklanka wody zamiast piwa w ręce musi budzić tyle pytań i niepotrzebnych komentarzy?

Od niedawna przestałam wychodzić z moją “przyjaciółką” peruką. Od kiedy przedłużyłam moje włosy czuję się bardziej pewna siebie, otwarta i żądna nowych wrażeń. Znaczenie więcej czasu spędzam teraz poza mieszkaniem, w którym ukrywałam się przez rok. Sama czy ze znajomymi chętnie biorę udział w różnych wydarzeniach typu wieczory komediowe, koncerty na żywo, itp. Obawa przed zgubieniem peruki czy jej zauważeniem już minęła. W jej miejsce pojawiła się chęć przebywania wśród ludzi. 

Pozostaje jednak to procentowe niezrozumienie, które staram się sama zaakceptować. Nie tłumaczę nikomu, że alkohol po chemioterapii nie jest wskazany. Nie muszę się tłumaczyć nikomu.
Woda może w klubie wyglądać ciekawie 😉

Woda z cytryną to mój gin&tonic, a piwo bezalkoholowe? No cóż jak nie wiedzą to lepiej to zaakceptują, jeśli nie to im na zdrowie też lepiej wyjdzie mniej % w organizmie.

Okazjonalna lampka wina się zdarza, jesteśmy tylko ludźmi, mamy zachcianki. Niestety ból brzucha na następny dzień to jak nowy rodzaj kaca… Lepiej go unikać.

Nie zniechęcam się bo wiem, że da się świetnie bawić bez procentów i spędzić miło czas na różnych eventach przy kawie, wodzie czy lemoniadzie.

Orzeźwiająca lemoniada malinowa <3

Wygrałam walkę z nowotworem, ale jeszcze długo nie będzie wszystko tak jak dawniej. Życie toczy się dalej więc nie ma potrzeby patrzenia wstecz. Teraz będzie po prostu inaczej. To wciąż ja, ta sama Kama w nowym, mam nadzieję lepszym wydaniu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *