Ogólne

Peruka na randce

W ten walentynkowy czas zapraszam was do poznania niecodziennych wydarzeń jakim jest peruka na randce.

Brak włosów na głowie to dla kobiety największy ból i dramat. Nie zrozumie ten kto tego nie doświadczył. Każde wyjście z domu to jeden wielki stres i niebywały dyskomfort. Wiele zmartwień towarzyszy temu wydarzeniu bo przecież peruka może się przekrzywić, ktoś może zauważyć i zadać niewygodne pytanie. To wyobraź sobie teraz ile stresu i odwagi kosztowała akcja peruka na randce.

Dziewięć miesięcy leczenia i rekonwalescencji to było jak życie w izolatce. Wyjście z domu to prawie śmiertelne zagrożenie, a spotkania społeczne w zatłoczonych miejscach kategorycznie zabronione. Najbezpieczniej w domu, tak więc po długich miesiącach pokusa wyjścia do ludzi była ogromna. Wyjścia ze znajomymi do restauracji czy do kina bardzo dobrze wpłynęły na odbudowę pewności siebie. Tak bardzo, że aż chęć poznania kogoś nowego, ciekawego przerosła strach i tak powstało moje konto na portalu randkowym Tinder.

Moja przygoda z Tinder była bardzo krótka, choć ciekawa. Zdecydowanie można to podsumować jako eksperyment socjalny 😉

Chwila przed telewizorem i bezmyślne przewijanie w prawo, w lewo i bum! “Jesteście parą”

Pierwszy amant – ciemne oczy, lekki zarost, uroda trochę egzotyczna. Do pierwszego spotkania doszło chyba po tygodniu. Żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazywały nadchodzącego huraganu.

Mimo zapierającej dech w piersiach urodzie, świdrujący oczach, chłopak okazał się być muzułmaninem z zaawansowaną hipochondrią. Na pierwszym spotkaniu usłyszałam jego obawy i wszystkie syndromy chłoniaka – prawie zemdlałam. Jakie są szanse, że losowo wybrany facet okaże się mieć taką samą diagnozę jak moja? Dziwne i jednak nieprawdopodobne. To był jedynie wytwór jego wyobraźni a peruka na tej randce okazała się być najmniejszym problemem. Gdzieś na moment pojawiła się chęć pomocy zagubionej duszy, ale po wielu długich rozmowach na temat zdrowia, później także religii znajomość ta przerosła moje siły. Szale niepewności przelał religijny motyw w stwierdzeniu “Kobietę można uderzyć jak na to zasłuży” – Temu panu już podziękujemy…

Drugi amant – totalnie ciemna skóra, nie za wysoki i mało rozmowny. Lepiej mu się pisało, niż na żywo rozmawiało. Praca w IT trochę tłumaczy zachowanie, ale na dłuższą metę to jest uciążliwe. Nie lubi oglądać filmów, oprócz siłowni to tylko praca na laptopie, także mimo szczerych chęci tematów brak. Utrzymywaliśmy kontakt przez jakiś czas ale z prób spotkania się na oglądanie filmu [do których się jednak przekonał] nic nie wyszło tak jak i z naszej znajomości. Nigdy nie zauważył peruki, a ja też o niej nie wspominałam zawczasu. Jeszcze nie pora.

Trzeci amant – super rozmowny, zabawny, po kilku dniach korespondencji zaproponował spotkanie, wspólne oglądanie meczu piłki nożnej przy winie.

Wszystko fajnie ale jego wizja oglądania meczu różniła się znacząco od mojej. Chłopak okazał się znaleźć podteksty seksualne w spotkaniu na mecz. Nigdy więcej się nie widzieliśmy. Ten mecz przegrał on sam. Za to ja wygrałam kolejne doświadczenie i nabrałam nieco pewności siebie. Nie mówiłam mu o peruce, jednak jej nie widać jak ktoś nie, więc to moja decyzja kiedy o niej wspomnę.

Po takich przeżyciach postanowiłam pożegnać się z Tinder. Było ciekawie i niczego nie żałuję, ale wystarczy tej ciekawości 😉

Mimo wszystko pozostałam pozytywnie nastawiona do ludzi i nie zamknęłam się w sobie.

Rok temu dołączyłam do społeczności Couchsurfing. Aplikacja gdzie ludzie udostępniają nocleg u siebie w mieszkaniu, razem spędzają czas co jest opcjonalne a później sami podróżują i nocują u innych osób.

Pewnego dnia wyszłam na kolacje z osobą, która właśnie u mnie nocowała. Przez przypadek przysiadł się do nas pewien chłopak w restauracji. Bardzo interesujący, zabawny więc postanowiliśmy utrzymać kontakt. Po wielu namowach zgodziłam się aby ugotował dla nas kolację. Kolejna randka i stres jak się zachować z peruką. Cicha nadzieja, że jednak nie zauważy. 

Ta noc okazała się bardziej interesująca niż peruka na randce z Tinder.

Chłopak przyszedł 2h spóźniony, bez produktów na kolację, którą tak bardzo chciał mi zaimponować. Chyba też nie był dobry w to całe randkowanie. Zestresowany zaczął opowiadać o sobie, w pierwszych minutach zrzucił na mnie bombę z informacją, że tak naprawdę jest żonaty, ale w trakcie rozwodu. Takie gadanie…

Bardzo zaintrygowała go moja fryzura, a mnie to jego zaciekawienie irytowało do granic możliwości.
Jednak to był tylko początek tej koszmarnej randki.

Po chwili szczerości i fascynacji moimi włosami postanowiłam powiedzieć swoją prawdę. Jednak moja bomba informacyjna go przerosła. Zadawał niestosowne pytania, które na koniec podsumował, tu zacytuję “Nie jestem w stanie wiązać się z kimś takim jak Ty. Mojego kolegi dziewczyna zmarła na raka.” Po czym wyszedł.

Niby tylko słowa, ale bolały bardzo i przez długi czas. Wiele mnie kosztowało podejmowanie prób randkowania, a tu okazuje się że peruka na randce to dla innych też problem, nie tylko dla mnie.

Otrząśnięcie się po takich słowach i zebranie sił na ponowne danie szansy komuś na wejście do mojego życia było bardzo trudne. 

Na następną randkę po wielu miesiącach poszłam już bez peruki, a w przedłużanych włosach. Mimo, że peruka na randce to był inny rodzaj dyskomfortu, to we własnych przedłużanych włosach wciąż pojawiały się pewne obawy. Nigdy nie wiedziałam kiedy należy powiedzieć całą swoją historię. Na pierwszym spotkaniu to wykluczone, ale za długie zwlekanie nie ułatwi zadania, z kolei choroba to przecież żaden wstyd.

 Następny chłopak też miał już bagaż doświadczeń i jak poprzedni postanowił wyłożyć swoje karty na stół już na pierwszym spotkaniu. Myśląc, że dokładnie sprawdziłam jego profil na Facebook już się domyśliłam, że jest ojcem. No cóż mój błąd, nie odrobiłam lekcji, ale właśnie po to się spotykamy.

Z mamą dziecka rozstali się krótko przed tym jak dowiedzieli się o ciąży. Historia jakich wiele, a ja swoją zachowałam na kolejne spotkanie. Niestety okazało się, że moja choroba go przerosła i kolejny chłopak (mężczyzną ciężko mi nazwać któregokolwiek) zniknął wystraszony bardziej niż ja o własne życie.

Jak widać nie sama peruka jest problemem a pokonana choroba, która będąc moim doświadczeniem staje się  bagażem zbyt ciężkim do udźwignięcia przez innych.

Dziś z perspektywy czasu jestem im wszystkim wdzięczna. Oszczędzili mi czasu i złudnych nadziei. Każdy z nich mnie czegoś nauczył. Mimo, że ich zachowanie w danym momencie było bolesne i niezrozumiałe, teraz zaowocowało większym zrozumieniem siebie i tego czego szukam.

Dziękuje im, że ich strach i niedojrzałość zrobiła miejsce dla kogoś wyjątkowego. Kogoś kto nie boi się mojej przebytej choroby, a postrzega to jako siłę i odwagę. Nie próbuje pocieszać, za to daje motywację do oglądania świata w jego pełnych barwach. Swoim optymizmem, dojrzałością i wyrozumiałością pozwala mi być sobą. Bo pomimo dużego bagażu jakim jest przebyta choroba, to wciąż jestem ja – Ta Sama Kama.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *